wtorek, 25 grudnia 2012

Bywa i tak


          Niestety niespodzianki świątecznej nie będzie. Shot zamienił się w krótkie opowiadanie, a dopóki nie skończę nie ma sensu tego publikować. Zresztą, czy publikowanie czegokolwiek ma sens?
          Ostatnio poważnie zastanawiam się nad porzuceniem blogosfery. Musiałam zastanowić się nad swoimi priorytetami i blogowanie nie jest jednym z nich. Owszem, nadal będę pisała, ale blog to obowiązek, który wymaga czasu i swego rodzaju poświęceń. Poza tym, spadająca liczba komentarzy naprawdę dołuje i jest ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebuję. 
          Nie wiem co będzie z tym blogiem, nadal to rozważam. Być może dociągnę to do końca, ale nic nie obiecuję.
Przykro mi.
V.



WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 7.

Część, w której chłopacy śpiewają powinna skończyć się idealnie końcem tego fragmentu. Po prostu zastopujcie. Dodałabym krótszą wersję, ale ta ma najlepszą jakość.

   - Zayn, ja nigdzie nie idę – oznajmiła Natalie, opierając się o ścianę w przedpokoju i zakładając ręce na piersiach. Mimo obronnej pozycji w jej głosie pobrzmiewała niepewność. 
   Westchnąłem. Musiałem wracać do domu na ‘naradę wojenną’ dotyczącą Nialla. Liam zadzwonił mówiąc, że Irlandczyk, odkąd wczoraj wrócili do domu, nie odzywa się do nikogo ani nie wychodzi ze swojego pokoju. Zawsze miałem dobry kontakt z blondynem i chłopacy mieli nadzieję, że wyciągnę z niego co się stało. Zresztą, sam byłem ciekawy co takiego wyprowadziło z równowagi na ogół spokojnego i wiecznie uśmiechniętego, farbowanego blondyna.
   Musiałem wyjść, jednak nie chciałem rozstawać się z Talie. Poza tym… naprawdę pragnąłem, żeby czarnowłosa poznała moich przyjaciół. Chciałem, żeby poznała mnie. I wydawał mi się, ze ona też tego chce. No cóż, najwyraźniej zmieniła zdanie.
   - Dlaczego?
   - Bo muszę jeszcze rozpakować parę kartonów, zrobić zakupy… - wyliczała, uporczywie wpatrując się w swoje dłonie.
   - Dlaczego? – powtórzyłem cierpliwie, przerywając jej. Podszedłem do niej i chwyciłem ją za dłoń, rozprostowując jej palce, kurczowe zaciśnięte na srebrnym pierścionku.
   Dziewczyna zamilkła, wpatrując się w nasze splecione dłonie. Podążyłem za jej wzrokiem i uśmiechnąłem się pod nosem. Jej mleczno-biała, delikatna dłoń wyglądała tak krucho i bezpiecznie w mojej własnej, ciemnej i silnej. Ścisnąłem jej pace, starając się dodać jej odwagi, aby podzieliłam się ze mną swoimi wątpliwościami. Dziewczyna westchnęła cicho i podniosła głowę patrząc na mnie wypełnionymi wątpliwościami oczami.
   - A co będzie jeśli… no wiesz, nie polubią mnie? – zapytała, głośno przełykając ślinę i znowu spuszczając wzrok. Moje usta mimowolnie rozciągnął jeszcze szerszy uśmiech. Jej nieśmiałość była urocza.
   - Nie bój się ich, nie gryzą. A przynajmniej nie zazwyczaj – zaśmiałem się. – Bądź sobą, a wszystko będzie dobrze. Liam już Cię lubi. Reszta też to zrobi. -  Pokrzepiająco ścisnąłem jej zimne dłonie.
   - Zayn, to naprawdę miłe, ale tak właściwie to po co mam ich poznawać?
   To było dobre pytanie, na które nie znałem prostej odpowiedzi. Bo co niby miałem jej powiedzieć? Sam nie do końca wiedziałem skąd bierze się ta paląca potrzeba przedstawienia ich sobie. Może po prostu chciałem, żeby nasza znajomość stała się bardziej rzeczywista? Bo prawda jest taka, że czas spędzony z Talie wydawał się być snem na jawie. Dawno nie czułem się tak dobrze bez żadnego konkretnego powodu. Podobało mi się to uczucie, ale bałem się, że okaże się tylko zwykłym złudzeniem, które rozsypie się w drobny mak przy zderzeniu w rzeczywistością.
   - Proszę, zrób to dla mnie – powiedziałem prosto, chwytając ją za podbródek i tym samym zmuszając do spojrzenia mi w oczy.
   Dziewczyna zawahała się na chwilę.
   - No dobra, wygrałeś – uśmiechnęła się ciepło, a ja zdałem sobie sprawę jak ważny jest dla mnie ten uśmiech. Tym bardziej, że to ja byłem jego przyczyną.
   Zahipnotyzowany przez jej szmaragdowo-zielone oczy pochyliłem się lekko, przenosząc wzrok na jej malinowe wargi. Czy chciałem ją pocałować? Jak jeszcze nigdy nikogo innego.
   - Zayn – wyszeptała tylko, ale ja zrozumiałem. Odsunąłem się od niej, uśmiechając się sztucznie.
   - Przepraszam. Idziemy? – Pokiwała głową, odwracając wzrok.
   - Zayn…
   - W porządku – przerwałem jej. – Rozumiem. Naprawdę.
   W odpowiedzi posłała mi wdzięczny półuśmiech, który odwzajemniłem. Mogłem poczekać. Było warto.

~*~

- Wróciłem! – krzyknął Zayn, przekraczając próg domu One Direction. Natalie niepewnie podążyła za nim, nerwowo przygryzając dolną wargę.
   Nie wiedziała czego ma się spodziewać po przyjaciołach mulata. Będą mili? A może ostrożni i zdystansowani? Jedynym jasnym punktem w tym wszystkim była obecność Zayna, który trzymał ją za rękę. Ciepło jego silnej dłoni wydawał się rozgrzewać jej skostniałe ciało, niosąc ze sobą otuchę i wsparcie. Z jakiegoś niejasnego powodu ufała mu.
   - Zaynuś, co tak wcześnie? Dobra chociaż była?! – wydarł się Louis, wlatując do holu, mając na sobie jedynie różowe bokserki. – Chociaż nie, gdyby była dobra, to byś tak wcześnie nie wrócił – zaśmiał się, aby po chwili zastygnąć w bezruchu. Chyba dopiero teraz zauważył, że mulat nie był sam. – Ups, przeeee-praszam – powiedział zakłopotany przeciągając pierwszą sylabę, jednocześnie mierzwiąc swoje, i tak rozczochrane, włosy. Spojrzał na Zayna przepraszająco, na co przyjaciel odpowiedział mu morderczym spojrzeniem. Tylko tego jeszcze brakowało, pomyślał.
   - Po pierwsze, nadal jestem dziewicą i na razie nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać – zaczęła Talie głosem bez wyrazu, swoim wyznaniem szokując obu chłopaków. – Po drugie, my nawet nie jesteśmy razem. A po trzecie… fajne bokserki – uśmiechnęła się do Louiego, kończąc swoją wypowiedź żartobliwym akcentem.
   Lou przez chwilę stał zdezorientowany, patrząc to na Zayna, to na Natalie, jakby upewniając się, czy nie jest przypadkiem w ‘ Ukrytej Kamerze’. Gdy w końcu dotarło do niego, że to wydarzyło się naprawdę, zaśmiał się głośno.
   - Niezłe z niej ziółko Malik – mrugnął do mulata porozumiewawczo. – Gdyby Liam nie opowiedział mi wczoraj tego i owego, zapewne sam bym się za nią wziął.
   - Nie jestem pracą domową, za mnie nie można się wziąć – powiedziała zimno dziewczyna, mierząc Louisa lodowatym spojrzeniem. – Chociaż po namyśle stwierdzam, że przydałyby Ci się korepetycje z savoir vivre. W jaskini się wychowałeś? – spytała kpiąco, powodując śmiech u Payne’a, który również zdążył wtoczyć się do holu.
   - Ogłaszam, że mamy nowego Mistrza Ciętej Riposty! – krzyknął Liam. Uśmiechnął się promiennie do Talie. – Przepraszam Malik, ale ona jest zdecydowanie od Ciebie lepsza.
   - No i prawidłowo – powiedziała Talie, odwzajemniając uśmiech. – Dobra, nie jestem okazem w zoo, nie musicie się tak na mnie gapić – fuknęła zirytowana, gdy zapadła niezręczna cisza, podczas której cała trójka po prostu się w nią wpatrywała.
    - Masz rację, jesteś zdecydowanie ładniejsza niż jakiekolwiek zwierzę, które można spotkać w zoo – wyszczerzył swoje równe, białe zęby Tomlinson, na co Talie tylko przewróciła oczami.
    - Koniec tego dobrego. Zayn, słyszałam, że masz misję – rzuciła w kierunku mulata. Chłopak przewrócił oczami w odpowiedzi. Tutaj było na pewno dużo ciekawiej niż na górze, ale nie mógł zostawić przyjaciela w potrzebie.
   - Gdzie Niall? –zapytał chłopaków.
   - Chyba u siebie - odpowiedział Liam. – Ale najpierw przedstaw Harry’emu Natalie, bo potem się obrazi, że nigdy mu o niczym nie mówimy.
   - Dobra, to my zaraz wracamy.
   Zayn pociągnął ją za rękę, prowadząc w kierunku źródła smakowitej woni, wypełniającej cały dom. Po chwili znaleźli się w przestronnej, utrzymanej w beżach kuchni, gdzie pobrzmiewały delikatne, ledwie słyszalne, ale jakże poruszające, słowa śpiewane prze Eda Sheerana.
   - Malik, gdzie Cię poniosło? Stary, Niall przechodzi kryzys wieku średniego. Nie wiem o co chodzi, ale fakt, że jeszcze nie ma go w kuchni, wypełnionej zapachem mojego spaghetti, nie wróży niczego dobrego – powiedział chłopak krzątający się przy piecu, słysząc ich kroki. Miał bujne, ciemnobrązowe loki i przyjemny, głęboki głos z delikatną chrypką. Stał do nich tyłem co pozwalało Talie przyjrzeć się jego umięśnionemu ciału, które zdobiło jedynie parę tatuaży i białe bokserki Calvina Kleina.
    - Harry, mógłbyś się ubrać? - zapytał Zayn, rozbawiony rumieńcem, który pojawił się na bladych policzkach dziewczyny. Przeszedł przesz kuchnię i oparł się o blat kuchenny, nie spuszczając przepełnionego ciepłem wzroku z Natalie. Dziewczyna nadal stała w progu kuchni, starając się ukryć czerwień zdobiącą jej policzki. – Mamy gościa.
    Loczek błyskawicznie obrócił się wokół własnej osi, odnajdując ją wzrokiem. W jego oczach, tak podobnych do jej własnych, widniało zainteresowanie przemieszane ze zmieszaniem. Chłopak uśmiechnął się uroczo, ukazując dołeczki w policzkach.
   - Harry – przedstawił się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
   - Natalie – odpowiedziała, ściskając jego ciepłą dłoń i odwzajemniając uśmiech.
   - Malik, co się stało, że przyprowadziłeś dziewczynę do domu? – zapytał zaciekawiony Harry, odwracając się przodem do Zayna, jednak nadal śledząc ją kątem oka.
   - Powiedzmy, że Talie nie jest taka jak dziewczyny, z którymi mnie do tej pory widywałeś – mulat wyszczerzył swoje białe żeby w uśmiech. – Poza tym, odniosłem wrażenie, że idealnie do nas pasuje.
   - Ej, chwila moment. „Idealnie pasuje” ? – spytała sceptycznie czarnowłosa, unosząc jedną braw i kładąc ręce na biodrach. Zmierzyła Zayna poirytowanym spojrzeniem.
   - Oj, no wiesz o co mi chodzi.
   - Właśnie nie wiem.
   - Wiesz – powiedział podchodząc do niej niczym pantera szykująca się do skoku. Powoli, z przebiegłym uśmiechem na ustach i gracją drapieżnika ukrytą w każdym ruchu, zmniejszał dystans pomiędzy nimi. Dziewczyna zaczęła się wycofywać. Gdy poczuła za plecami ścianę rozejrzała się w popłochu po kuchni, oszołomiona bliskością chłopaka.
  - Nie ma go – wyszeptał jej do ucha, a jego ciepłe usta delikatnie musnęły płatek jej ucha. Zadrżała. Jego ciepły oddech przyjemniej łaskoczący delikatną skórę na szyi bynajmniej nie pomagał, tylko wzmagając dreszcze. Czuła jak motyle w jej brzuchu gwałtownie poderwały się do lotu, jakby chcąc zasmakować oddechu mulata.
   Pachniał wodą kolońską, ale także… sobą. Ta woń, w której na szczęście nie wyczuła nawet nutki nikotyny, była niezwykła. Oszołomiła ją, sprawiając, że nagle wszystkie powody, dla których powinna go odepchnąć, wyparowały z jej głowy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Delikatne brzmienie głosu Sheerana śpiewającego słowa piosenki Cold Cofee bynajmniej nie pomagało jej skupić myśli.
   Poruszyła się niespokojnie, zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Szatyn tylko zaśmiał się cicho, odsuwając lekko. Odległość między nimi nadal była niebezpiecznie mała. – Tak, wiem, przepraszam – uniósł ręce w geście rezygnacji, cofając się parę kroków w tył i pozwalając jej w końcu odetchnąć.
   - Oj Malik, Malik. Co ja z Tobą mam? – zapytała drżącym głosem. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że zamiast ulgi czuje rozczarowanie faktem, że chłopak się odsunął.
    ‘Boże, co się ze mną dzieje?’

*************************************************

No witam. Na wstępie chciałabym przeprosić za długą nieobecność, ale mam strasznie dużo rzeczy do zrobienia, a do tego ten rozdział jakoś nie trzymał się kupy. Ale myślę, że już nie jest źle. Sami oceńcie.
Starałam się dopasować piosenki do rozdziału i wybrałam Beneath your Beautiful jeszcze zanim chłopacy to wczoraj zaśpiewali. Kocham original, ale do Union J mam straszną słabość, więc oto i oni :D
Na świeta powinno się coś pojawić. Chyba shot. Teraz pytanie? Ma tam być One Direction? Mi to w sumie obojętnie. Napisałabym o Jaymim, ale jest gejem i mi to nie za bardzo pasuje do tego co już napisałam.
Teraz tak: Libster Awards. Wielkie dzięki za nominacje, jednak nie mam czasu odpowiadać na pytania. Jęsli będzie się to ciągnęło do świąt to przysiąde i odpowiem.
Kiedy następny rozdział? Nie mam pojęcia. W ogóle, chcecie żebym kontynuowała tego bloga? Czy nie? Bo w sumie to nie wiem. Jak nie to... nie wiem, po prostu przestanę pisać. 
No to chyba tyle. W razie pytań, sugestii, czegokolwiek, mój numer gg: 13700054.
Ach i jeszcze jedno: przepraszam, że nie komentuję u Was. Naprawdę bym chciała, ale w ogóle nie mam czasu. A nie zapowiada się, że będzie luźniej, bo w styczniu mam 5 egzamniów. Fun -,-
Pozdrawaim! xxxx

środa, 17 października 2012

Rozdział 6.





     Czarnowłosa dziewczyna powoli się przebudzała. Przeciągając się leniwie, natrafiła dłonią na coś miękkiego i ciepłego. Przestraszona momentalnie otworzyła oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Spojrzenie jej zielonych oczu natychmiast spoczęło na drugiej połowie łóżka, gdzie spał przystojny mulat, którego nie powinno tam być. Ociążały od braku snu i nocnego płaczu umysł powoli połączył fakty, układając zagubione myśli w jedno imię: Zayn.
     Na wargach dziewczyny mimowolnie wykwitł delikatny uśmiech, a w zmęczonych oczach pojawiło się ciepło. Tak wiele zawdzięczała temu chłopakowi...
     Zayn okazał się całkiem inny niż jej się na początku wydawało. Już przed akcją z Sethem dostrzegła mulata samotnie siedzącego przy barze, sącząceo drinka i skanującego wzrokiem tłum. Pomyślała wtedy, że chłopak jest kolejnym podrywaczem na łowach. Niezwykle przystojnym flirciarzem, z którym Talie nie chciała mieć do czynienia, a których nie brakowało w tym ekskluzywnym, londyńskim klubie, przepełnionym śmietanką towarzyską i bogatymi dzieciakami. Tylko ona tam nie pasowała. Gdyby nie Seth nie byłoby jej tam.
     Natalie skrzywiła się lekko. Wpadła na tego przystojnego bruneta, gdy odbierała papiery z uniwersytetu. Chłopak zaprosił ją na kawę, a ona naiwnie się zgodziła. Ale co miała zrobić? Wydawał się taki uroczy i dobrze wychowany. Spojrzenie jego piwnych oczu, które nieustannie spoczywało na jej osobie sprawiało, że czuła się piękna, mądra... lepsza. Dawał jej uwagę, której tak łaknęła. Był taki... idealny. Zbyt idealny. Talie nadal czuła jego gorący dotyk na sobie, jego przepełniony odorem alkoholu oddech....
     Dziewczyna wzdrgynęła się. Nie myślała, że chłopak miał po prostu ochotę zaliczyć szybki numerek. Przez chwilę myślała, że mimo wszystko inetersuje się nią tak po prostu, dla niej... Pokręciła głową, uśmiechając się do siebie z politowanie.
Boże, jaka Ty jesteś naiwna. Obudź się w końcu, to nie sen, tylko cholernie trudne życie.
     Zielonooka zawsze szczyciła się swoją umiejętnością trafnego oceniania ludzi, jednak tym razem się pomyliła, a klęska miała prześladować ją jeszcze przez długi czas. Gdyby nie Zayn... Jego też źle oceniła. Ten przystojny buntownik niespodziewanie stał się jej prywatnym bohaterem, który wybawił ją z opresji.
     Czarnowłosa uśmiechnęła się do siebie z politowniem.
Tak i co jeszcze, może księciem na białym rumaku, z którym będziesz żyła długo i szczęśliwie, idiotko? Aż taka głupia to chyba nie jesteś. Pokręciła głową, zażenowana własnymi myślami. Może i Zayn był idealnym materiałem na księcia, jednak ona nigdy nie nadawała się na księżniczkę. Miała zbyt wiele wad, zbyt wiele tajemnic, które ciążyły jej na sercu, a którymi bała się podzielić z kimkolwiek. Nawet Susanne nie wiedziała wszystkiego. Gdyby jej przyjaciółka odkryła poziome blizny przecinające jej nadgrastki... Nie, o tym nie chciała teraz myśleć.
     Wyrzucając z głowy niewygodne myśli, Natalie przecięgnęła się jak kotka i wstała z łóżka. Była dopiero parę minut po siódmej, jednak dziewczyna już całkowicie się przebudziła. Chcąc pozbierać myśli poztanowiła wziąć relaksujący prysznic.
     Wyciągnęła z szafy legginsy i jakąś luźną koszulkę i ruszyła do łazienki, przelotnie spoglądając na pogrążonego we śnie mulata.
Za wysokie progi na twe nogi.
     W łazience dziewczyna zrzuciła z siebie koszulę i bieliznę, które miała na sobie, chwilę potem nieruchomiejąc. Zaraz, zaraz, przecież się nie rozbierałam! Brunetka zacisnęła pięści. Nienawidziła pokazywać się w stroju kąpielowym, a co dopiero w koronkowej bieliźnie! Miała ochotę coś rozwalić, zresztą jak zawsze gdy była wściekła. Zazgrzytała zębami i spojrzała w lustro. Złość opadła, gdy tylko dostrzegła właśnie odbicie.
     Z lustrzanego odbicia spoglądała na nią brunetka z włosami które subtelnymi falami opadały jej do pasa. Pod zielonymi oczami, o niespotykanej barwie mchu, widniały ciemne cienie, świadczące o niedoborze żelaza. Mimo że niewątpliwie piękna, dziewczyna była również zmęczona i wychudzona. Jednak nie to sprawiło ukłucie w sercu. To właśnie wyraz jej oczy i skierowane ku dołowi końciki ust sprawiły, że skrzywiła się z niesmakiem. Kiedy złość wyparowała gdzieś w głębi jej oczu można było dostrzeć ledwo skrywane cierpnie i strach. Talie przymknęła oczy, nie chcąc na siebie patrzeć. Nienawidziła swojego ciała, swojej twarzy... Niegdy się sobie nie podobała, ale ostatnio stała się szara, niemal przezroczysta, przez co wydawała się sobie jeszcze mniej atrakcyjna niż zwykle. Fakt, że Zayn widział ją jedynie w bieliźnie i bluzce wykrzywił usta dziewczyny w grymasie niezadowolenia.
     - Dobrze, że przynajmniej nie zdjął mi koszuli – mruknęła pod nosem, spoglądając na pręgi znaczące jej przedramiona.
     Nienawidziła się za okaleczanie, jednak nie potrafiła z tym kończyć. Każda blizna pokazywała jaka jest słaba i beznadziejna, każda miała własną historię. Każda pokazywała jak bardzo nie zasługuje na kogoś takiego jak Zayn, ale również jak bardzo potrzebuje kogoś takiego jak on, żeby dalej bronił ja przed własnymi demonami.
     Prawda była taka, że niważne na jak twardą i niezależną pozowała, sama nie dawała rady. Czasami każdy potrzebuję podpory, na której może się wesprzeć,ramienia, w które może się wypłakać. Czasami nawet najsielniejsi zostają złamani i potrzebują kogoś, kto sprawi, że z powrotem staną się całością.
     Bo czasami gdy jedno ktoś Cię zniszczy, potrzebujesz kogoś kto sprawi, że znowu zaczniesz żyć.
~*~
     Zbudzony promieniami słońca delikatnie muskającymi moją twarz, powoli otworzyłem oczy. Wspomnienia dzisiejszej nocy utorowały sobie ścieżkę w mojej głowie, zawładając całkowicie moim umysłem. Przekęciłem głowę na bok, spodziewając się zobaczyć Talie, jednak nie było jej w łóżku. Zaniepokojony uniosłem głowę, szukając jej wzrokiem..
     - Nie ruszaj się! – usłyszałem ostrzeżenie wypowiedziane głosem dziewczyny, który wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Ostrożnie, starając się nie zmieniać pozycji, rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Natalie siedziała w nogach łóżka, na którym spałem. Rysowała w dużym szkicowniku, mamrocząc coś pod nosem i co chwilę na mnie spoglądając.
     - Co robisz? – spytałem niezbyt inteligentnie, nadal nie do końca przebudzony. Patrzyłem jak zahipnotyzowany na ołówek, zwinnie tańczący na kartce papieru.
     - Rysuję. Nie ruszaj się – poinstruowała mnie lekko się usmiechając, nadal w pełni skupiona na swoim zajęciu.
     Patrzyłem na nią w bezruchu, chłonąc wzrokiem każdy jej najdrobniejszy ruch. Miała na sobie czarne legginsy, w które włożyła męską granatową bluzkę z krótkim rękawem. Prawa dłoń płynnie kierowała ołówkiem, w momencie gdy lewa ręka przewiązana bandanką sprawnie operowałą wiszorem. Jej włosy były splątane w niechlujnym koczku na czubku głowy, a pojedyncze, czarne kosmyki delikatnie muskały jej łabędzią szyję, która kusiła swoją delikatną fakturą. Nie miała na twarzy makijażu, jedynie rzęsy musnęła czarnym tuszem. Była najpiękniejszą dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem.
     I już wiedziałem, że tym razem mimo wszystko będę walczył. Z prasą, z fanami, z Paulem... z jej przeszłością. Bo mimo że prawie się nie znaliśmy to chciałem jej pomóc. Ona wydawała się tego potrzebować, a ja nie mogłem jej zostawić z tym samej. Nie jeśli chciałem utrzymać przy życiu to co zaczynało się między nami rodzić.
     Jeśli tylko da mi szansę to wymażę ból, który kryję się gdzieś w głębi jej oczu.

********************************************
Witam, witam. Dawno mnie nie było, ale kiepsko komentowaliście, a poza tym nie miałam czasu. Muszę się uczyć i porobić projekty na Art. Strasznie zależy mi na jak najlepszych ocenach. Z tego też powodu zaniedbuję Wasze blogi. Przepraszam!
Rozdział...nie wiem co o nim myśleć. Myślę, że to coś innego. Ten blog to były takie flaki z olejem, od tego rozdziału wprowadzam zmiany. Nie ma bata. 
Nie wiem kiedy pojawi się następny post. Jak napiszę. Oczywiście zależy to też od tego jak będziecie komentować.
Teraz tak: mile widziane wszelkiego rodzaju spekulacje, hipotezy, propozycje. Nie jestem pewna co się teraz wydarzy. Niby rozdział mam prawie cały napisany, ale potem nie mam pojęcia co ma się wydarzyć. Pomóżcie mi jakoś ;)
Ach i bym zapomniała: jeszcze raz wielkie dzięki dla Kaś, która stworzyła ten cudowny szablon ;) x
Pozdrawiam! xxxx

+ Serdecznie polecam przesłuchanie innych piosenek Fismolla (piosenka wstawiona do posat). To jest kumpel mojego przyjaciela i osobiście uważam, że jest niesamowity. Wstawiłam cover, ale jego piosenki też są nieziemskie. Mają "to coś". 

+ Przepraszam za błędy, ale nie aktualnie nie mam worda i muszę pisać w głupim Office. Grrrr.

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 5.



BONUS. Z perspektywy Natalie…

Leżałam w śpiworze, wyklinając w głowie cały świat. Miałam czternaście lat i byłam z rodzicami pod namiotem na jakimś zadupiu, gdzieś niedaleko Dorset. Nie chciałam tu przyjeżdżać, wolałam spędzić pierwszy tydzień wakacji z moja najlepszą przyjaciółką, Suzanne, ale jak zwykle nikt mnie nie słuchał. W końcu byłam tylko małym dzieckiem. Standard. Czasami miałam ich wszystkich dość, tej całej nadopiekuńczości, tych wszystkich zakazów, nakazów i ograniczeń. Czy oni nie rozumieli, że już przestałam być małą dziewczynką? Prychnęłam cicho. Jeśli myśleli, że na campingu im się podporządkuję, to się przeliczyli.
          Znudzona wpatrywaniem się w brezent, postanowiłam się przejść. Wyślizgnęłam się ze śpiwora, zgarnęłam ciepłą bluzę i wymknęłam się po cichu z namiotu. Miałam nadzieję, że świeże powietrze wymyje ze mnie gniew i przygnębienie. Byłam znużona zamęczaniem się tym wszystkim.
          Ruszyłam w kierunku niewielkiego jeziora, które znajdowała się niedaleko naszego obozowiska. Usiadłam na końcu starego, drewnianego pomostu i wlepiłam wzrok w księżyc w pełni. Uwielbiałam patrzeć nocą w niebo, obserwować zmieniający się księżyc i błyszczące gwiazdy. Marzyłam o tym, aby kiedyś spotkać kogoś, z kim będę mogła wypatrywać spadających gwiazd. Fantazjowałam o tajemniczym chłopaku, który potrafiłbym mnie zrozumieć i zaakceptować.
          Nagle ciszę panującą wokół mnie przerwał rozpaczliwy krzyk i głośne warknięcie. Odwróciłam się gwałtownie i to co ujrzałam zmroziło mi krew w żyłach.
          Przypomniał mi się program, który kiedyś widziałam na jakimś kanale przyrodniczym. Ofiary ataków dużych drapieżników opowiadały na nich, jak cudem udało im się ujść z życiem. Tylko, że moi rodzice nie wyglądali na żywych. Leżąc pomiędzy łapami wielkiego wilka przypominali raczej szmaciane kukiełki niż ludzi, którzy mają przeżyć.
          Z przerażeniem patrzyłam jak paszcza potwora wyposażona w wielkie, ostre zęby, zbliża się do ciała mojej matki. Nie mogąc oderwać wzroku patrzyłam jak wilk rozrywa mojej matce gardło.
          Nie panując nad własnymi reakcjami, zaczęłam krzyczeć. Bestia odwróciła się w moją stronę i w blasku księżyca ujrzałam wielkie brązowe ślepia, w których widniała jedynie dzikość i głód.
          Potwór zostawił ciała moich rodziców, którzy zapewne właśnie wykrwawiali się na śmierć. Chciałam do nich podbiec, jednak mój instynkt samozachowawczy już opracowywał drogę ucieczki. Stałam na końcu pomostu, więc jedyną drogą ucieczki była woda…
          Zawahałam się, a wilk w tym czasie zdążył podejść niebezpiecznie blisko mnie. Wstrzymałam oddech i wskoczyłam do jeziora.
          Lodowata woda zdawała się spychać mnie na dno, ja jednak machałam z całej siły kończynami, próbują wydostać się na powierzchnię. Wiedziałam, że jeśli chcę przeżyć, to muszę walczyć.
          Po paru sekundach, które dla mnie były wiecznością, wypłynęłam na powierzchnię i odetchnęłam z ulgą. Udało się.
          Moje szczęście było jednak przedwczesne. Mieliście tak kiedyś? Byliście pewni, że już wygraliście, ale rzeczywistość miała co do Was inne plany i przypominając o sobie odbierała całą nadzieję? Ja właśnie to czułam. Czułem się jakby ktoś walnął mnie obuchem. Dlaczego? Bo paszcza wilka, który zabił mi rodziców, znajdowała się parę centymetrów mojej twarzy, ociekając krwią.
          Zaczęłam krzyczeć.


Z powrotem z perspektywy Zayna…   
   
          Obudził mnie głośny krzyk, który niespodziewanie przeszył ciszę panującą wokół mnie. Wołanie pełne bólu, strachu i niemej prośby o pomoc. Krzyk małego dziecka, które zgubiło matkę i stoi samotnie na środku drogi, zdane na łaskę śpieszących się, wypranych z emocji przechodni. Zanim zdążyłem zlokalizować źródło dźwięku i podnieść się z kanapy, krzyk ucichł, równie niespodziewanie jak się pojawił. Bez żadnego ostrzeżenia.         
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po ciemnym pokoju, próbując zlokalizować potencjalne źródło rozpaczliwego krzyku, jednak zamiast tego zadałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Zanim zdążyłem przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ciszę znowu przeciął pełen strachu szloch. I razem z nim przyszło olśnienie. Natalie!
          Moje serce na chwilę zgubiło rytm, by po chwili zacząć pompować krew dwa razy szybciej. Przerażenie wypełniało całe moje ciało, gdy tylko pomyślałem o tym, ze zielonookiej mogło się coś stać. Zerwałem się na równe nogi i na złamanie karku pognałem do sypialni Talie, do której ją zaniosłem, gdy zasnęła w moich objęciach. Teraz żałowałem swojej decyzji. Mogłem zatrzymać ją przy sobie.
          Wbiegłem do pokoju i stanąłem przy wielkim, dwuosobowym łóżku, przyglądając się szlochającej dziewczynie. Talie rzucała się na łóżku krzycząc i wyginając ciało w łuk. Wyglądała jakby cierpiała niewyobrażalne katusze.
          Szybko usiadłem na brzegu łóżka i delikatnie, żeby jej nie przestraszyć, przygarnąłem dziewczynę do siebie. Czując moje ramiona wokół siebie Talie na początku zesztywniała, jednak z chwilą, z którą przyszło rozpoznanie, wtuliła głowę w zagłębienie na moim ramieniu, nie przestając szlochać. Słone, chłodne krople powoli spływały po moim nagim torsie, smagając mnie niczym bicze. Cierpienie Talie sprawiało mi ból, a każda jej łza była niczym igła wbijana w moje serce. Jednak byłem pewien, że ból, który sprawiał mi płacz Natalie był nieporównywalnie mniejszy niż ten, który jej wywołał.
          Dziewczyna przylgnęła do mnie całym ciałem. Uczepiła się mnie niczym rozbitek koła ratunkowego, jakby w obawie, że zostawię ja samą, wystawioną na pastwę nocnego koszmaru.
- Cii… Spokojnie. Jestem tu. Wszystko będzie dobrze – szeptałem z twarzą ukrytą w jej satynowych włosach, gładząc ją uspokajająco po plecach. – To był tylko sen.
          Dziewczyna pomału się uspokajała. Jej oddech się wyrównywał, a szybko bijące serce powoli odnajdywało zagubiony rytm. Tylko łzy nadal płynęły nieprzerwanym strumieniem z jej pięknych oczu, teraz wypełnionych bólem i strachem, wytyczając mokre szlaki na naszych ciałach.
- Przepraszam – wyszeptała ochrypłym od płaczu głosem. – Wiedziałam, że nie powinieneś zostawać na noc.
- Nic się nie stało – odszepnąłem, z głową nadal znużoną w jej hebanowych lokach, napawając się ich zapachem. – Cieszę się, że zostałem. Nie powinnaś być sama.
- To samo mówiła Ann, próbując odwieść mnie od przyjazdu do Londynu parę dni przed nią– powiedziała, ocierając łzy wierzchem dłoni.
          Miedzy nami zapadła względna cisza, przerywana naszymi cichymi oddechami. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Chciałem poznać przyczynę jej krzyku, jednak bałem się, że dziewczyna się ode mnie odsunie, gdy tylko poruszę temat.
- Opowiesz mi o tym? Rozmowa Ci pomoże, a ja podobno jestem dobrym słuchaczem – powiedziałem niepewnie,. Lekko się uśmiechnąłem, próbując dodać jej w ten sposób otuchy.
          Natalie zareagowała tak jak się tego obawiałem. Wyplątała się szybko z moich objęć, jakby nagle zaczęła się w nich dusić, i usiadła na krawędzi łóżka, tyłem do mnie, odgradzając się niewidzialnym murem.
- To nie Twój interes – powiedziała głosem bez wyrazu, nawet na mnie nie patrząc. – Nie potrzebuję litości, a już na pewno nie Twojej.
 - Nie mam zamiaru się nad Tobą litować! – powiedziałem podniesionym głosem, zdenerwowany całą tą sytuacją, nie panując nad sobą. – Nie widzisz, że po prostu chcę Ci pomóc? Czy to tak trudno zrozumieć? – dodałem spokojniej, chwytając ją za przedramię.
          Dziewczyna wyszarpnęła rękę w mojego uścisku i odwróciła się w moją stronę. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jej głos był idealnie opanowany. Przypominała aktora odgrywającego swoją rolę w spektaklu.
- Już to kiedyś słyszałam. A potem co? Kłamstwa, udawany związek, wszystko w dobrej wierze, żeby uczynić mnie szczęśliwą, tak naprawdę niszcząc mnie oszustwem i brakiem prawdziwości. Nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie z Tobą. Nie takim kosztem jak ostatnio.
          Mimo usilnych prób zachowania spokoju, po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie wiedziałem kto był tego sprawcą, ale miałem ochotę mu przywalić. Przez niego Natalie cierpiała i bała się mi zaufać.
- Nie jestem nim. Nie porównuj mnie do niego, skoro jeszcze mnie nie poznałaś. Nie jestem z Tobą z litości, po prostu Cię lubię. I nic tego nie zmieni. Daj mi szansę – powiedziałem patrząc jej w oczy, z których zaczęło wypływać coraz więcej łez.
- Nie potrafię. Przepraszam Zayn. Ja po prostu nie potrafię. Może nauczę się Ci ufać, ale jak sam powiedziałeś, nie znam Cię. Przepraszam, ale nie mogę – wykrztusiła dziewczyna, znowu zanosząc się szlochem.
- W porządku – odpowiedziałem, chociaż tak bardzo chciałem uwolnić ją spod balastu przykrych wspomnień.
          Na twarzy Talie wykwitło zdumienie. Przestała płakać i patrzyła na mnie, jakby nie dowierzając własnym uszom.
- I nie będziesz nalegał? – zdziwiła się. – Tak po prostu uszanujesz moją decyzję?
- Od tego są przyjaciele – powiedziałem spokojnie, rozchylając lekko ramiona. Natalie wtuliła się we mnie.
- Dziękuję – wyszeptała, nie przestając szlochać.

************************************************
Witam Was :D 
Jezu, nawet nie nie zdajecie sobie sprawy, jak się męczyłam z napisaniem dla Was czegokolwiek. A wiecie co jest najlepsze? To, z czym się męczyłam będzie w następnym poście, a wszystko co tutaj jest, stworzyłam w tym tygodniu. Nie wiem co było ze mną nie tak. Blokada? Być może. Po prostu nie mogłam napisać nic sensownego. A tu proszę, mam rozdział, z którego jestem całkiem zadowolona.
A teraz błagam: KOMENTUJCIE. Bez Waszych komentarzy ten blog nie ma sensu, bo nic nie napędza mnie do dalszego pisania.
Jeszcze jedno: mam prawie cały następny post, więc notka może pojawić się już za... powiedzmy 2 tygodnie. Ale, ale. Chcę widzieć tutaj conajmniej 20 komentarzy. Wierzę, że dacie radę. W końcu obserwatorów mam aż 41 (!).
Ach i bym zapomniała: mega dziękuję za to, że jesteście, za tych 41 obserwatorów i za 5 000 wejść. Wow, to w końcu dopiero 5. rozdział. Brakuje mi tu tylko komentarzy. Dacie radę?
Pozdrawiam! xxxx

czwartek, 31 maja 2012

Rozdział 4.



  Po kilkunastu minutach spaceru Natalie zatrzymała się. Znajdowaliśmy się na uliczce, niedaleko mojego domu. Otaczały nas szeregowe domki, jakich wiele w całym Londynie. Staliśmy przez chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy. Chyba po raz pierwszy milcząc nie czułem niezręczności tak typowej dla tego rodzaju sytuacji. Cisza pomiędzy nami była naturalna, wręcz kojąca. Nie potrzebowaliśmy niepotrzebnych słów, które swoim hałasem zburzyłyby harmonię, która między nami panowała.
- No, to jesteśmy na miejscu – powiedziała puszczając moją dłoń i niepewnie na mnie patrząc. Jej słowa brutalnie rozerwały kokon ciszy, w którym się znajdowaliśmy. Otworzyła usta, chcąc dodać jeszcze coś, ale najwidoczniej się rozmyśliła, bo spomiędzy jej warg wydobyło się jedynie głębokie westchnienie. Chyba nie za bardzo wiedziała co powinna teraz zrobić. – Chyba nadszedł czas na pożegnanie – stwierdziła z wahaniem, kiedy nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony.
- To… ja już pójdę – stwierdziłem niepewnie. Nie chciałem tego, ale nie wiedziałem co mogę zrobić, żeby pozwoliła mi zostać.
Jednak mimo wypowiedzianych słów żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Staliśmy nieruchomo przedłużając nieuchronny moment rozstania.
- A może zaprosisz mnie do środka? – zapytałem ponownie chwytając ją za dłoń. W moim głosie dało się wysłyszeć całą symfonię wygrywaną przez nadzieję na strunach głosowych. Nadzieja była niczym koło ratunkowe, którego kurczowo się uczepiłem, czekając na to, że powie, iż mam już iść. Bałem się, że odprawi mnie z kwitkiem i już nigdy się nie spotkamy. Przynajmniej wiedziałem gdzie mieszka, więc zawsze mogłem wygrywać pod jej oknem jakieś miłosne ballady. W końcu by zmiękła. A jak nie… nie poddałbym się bez walki.
- A chciałbyś? – padło z jej ust pytanie wypowiedziane cichym szeptem, w którym również można było dosłyszeć delikatne tony wszechobecnej nadziei.
Nadzieja, strach i jakieś krążące między nami osobliwe napięcie przemawiały przez nasze słowa i gesty. Byliśmy niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie, naiwnie oczekujący ratunku przed nieznanym. Ale czy to co czuliśmy było złe, skoro tak bardzo się tego obawialiśmy? Może nasz strach był bezpodstawny i tak naprawdę uciekaliśmy przed czymś co prędzej czy później nastąpi? Może nie powinniśmy bać się czegoś tylko dlatego, że przez to możemy stracić rzeczy, do których już zdążyliśmy się przyzwyczaić? Moje życie powoli zabijało mnie monotonią, a więc może nadszedł czas na zmiany? Tylko czy Talie czuła to samo co ja? I najważniejsze: co ja właściwie czułem?
- Tylko jeśli i Ty tego chcesz – odpowiedziałem przeszywając ją wzrokiem. Chciałem przeniknąć przez jej oczy, dosięgnąć duszy i umysłu, odczytać co tak naprawdę myśli, czuje. Czy dla niej te wszystkie odczucia też były nowe? Czy ja również wywoływałem chaos w jej umyśle? Co musiałem zrobić, żeby postanowiła otworzyć przede mną dusze i serce? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi.
  Dziewczyna, czując na sobie mój wzrok, zarumieniła się lekko. Czerwień na jej policzkach tylko dodawała jej uroku.
- No to chodź – powiedziała po chwili wahania i pociągnęła mnie w stronę kutej z żelaza furtki prowadzącej do jednego z domków. Budynek niczym się nie wyróżniał, był aż nazbyt przeciętny. Ale nie wszystko co inne jest piękne. Niekiedy właśnie te ciche, normalne rzeczy stwarzają w naszym życiu poczucie bezpieczeństwa.
Natalie nieświadoma moich nieposłusznych myśli, której dzisiaj wolno płynęły w dziwnych kierunkach i obierały nawet najbardziej niepozorne ścieżki, wyjęła z kieszeni jeansów klucz i puszczając moją dłoń odkluczyła drzwi wejściowe swojego mieszkania. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie przez ramię, przekraczając próg i ruszyła korytarzem w nieznanym mi kierunku. Podążyłem za nią, ciekawie rozglądając się wokół. Miałem nadzieję, że może poprzez jakieś przedmioty osobiste uda mi się rozwiązać zagadkę, jaką była ta zielonooka dziewczyna.
~*~
  Siedzieliśmy na kanapie w salonie Talie, powoli sącząc gorącą czekoladę. Dziewczyna nieobecnym wzorkiem patrzyła przez okno, powoli rozkoszując się łykami gorącego, słodkiego płynu pieszczącego przyjemnie gardło. Znajdowaliśmy się na tyle blisko siebie, że nasze kolana delikatnie się stykały, tworząc poczucie intymności i namacalnej więzi.
- Dlaczego tu jesteś? – zapytała nagle Natalie, przenosząc na mnie wzrok i wpatrując się intensywnie w moje brązowe tęczówki, jakby chciała znaleźć tam odpowiedź na swoje pytanie.
- Mam wyjść? – zdziwiłem się, zdezorientowany.
- Nie o to chodzi – powiedziała ze skupioną miną, w myślach zapewne starannie ważąc każde słowo. – Po prostu... Nie rozumiem – westchnęła, marszcząc brwi. - Mógłbyś być teraz razem w przyjaciółmi, bawić się w klubie. Dlaczego tracisz czas dla dziewczyny, której nawet nie znasz? Dla kogoś, kto składa się jedynie z wad i zawiłości? Nie pojmuję dlaczego nadal tutaj jesteś – powiedziała na jednym wdechu, wyrzucając z siebie wszystkie trapiące ją wątpliwości. Nie patrzyła już na mnie. Jej wzrok utkwiony był w jakimś punkcie znajdującym się ponad moim ramieniem.
- Ale dlaczego miałbym być z nimi? Wolę być tutaj. Z Tobą. Nie chcę ideału. Chcę być teraz z Tobą, z dziewczyną z wadami, bliznami, przyzwyczajeniami… Z doświadczeniami, żeby móc je zrozumieć, zaakceptować… - i pokochać. - Niektóre wyeliminować. Dziewczynę, która tak samo postąpi ze mną i moimi niedoskonałościami. Mogę na Ciebie liczyć? – zapytałem, uśmiechając się lekko.
  Nie odpowiedziała tylko odstawiła kubek z czekoladą na szklany stolik i się do mnie przytuliła. Wstrzymałem oddech, otulony jej słodkim zapachem. Upajałem się zwyczajnością, która tak dawno nie towarzyszyła mi przy żadnej dziewczyny. Obecność Natalie była niezwykle kojąca, przy niej znikały prześladujące mnie pustka i monotonia.
  Między nami znowu zaległa swobodna cisza. Wtuleni w siebie patrzyliśmy w widoczny za oknem księżyc w pełni. Przebywając z Talie byłem po prostu sobą, Zaynem Malikiem, a nie idolem tysięcy nastolatek. Dzięki niej zacząłem odkrywać na nowo tę część życia, która gdzieś mi umknęła, a której braku wcześniej nie zauważałem.
- Zayn – jej głos delikatnie otulił moje imię, wywołując na moim ciele dreszcze. – Twoi przyjaciele… skąd wy się właściwie znacie? Bo wydaje mi się, że Was kojarzę. Przynajmniej Ciebie i Liama – powiedziała, zaraz jednak szybko dodała, jakby obawiając się mojej reakcji na swoje pytanie – Wiem, że to osobiste pytanie. Nie musisz odpowiadać.
- Ale ja chcę odpowiedzieć. Zresztą… i tak byś się w końcu dowiedziała – jej oczy przeszywały mnie na wskroś, pełne zaciekawienia, a moje serce zgubiło rytm. – Bo wiesz… - zawahałem się, niepewny jak może zareagować, gdy dowie się prawdy. – Obiecujesz, że prawda nic pomiędzy nami nie zmieni?
- Ale między nami nic nie ma… - zaczęła, jednak widząc moją minę zamilkła. – Obiecuję.
- No dobra – westchnąłem ciężko. Raz kozie śmierć. – Słyszałaś kiedyś o zespole One Direction?
- Coś mi się obiło o uszy. Byli chyba kiedyś w X Factor. To zapewne kolejny boys bandzik grający komercyjny chłam – powiedziała lekceważąco. – A co on mają z tym wspólnego?
  Je słowa zabolały. Bardzo. Bardziej niż mógłbym się spodziewać.
- Tak się składa, ze to my jesteśmy tym ‘boys bandzikiem’ – powiedziałem sucho, odwracając wzrok.
Natalie zesztywniała w moich ramionach. Powoli oderwała się od mojej klatki piersiowej i usiadła mi na kolanach. Złapała mnie za brodę tym samym zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
- Przepraszam – powiedziała cicho. W jej głosie było słychać, że naprawdę jej przykro. – Nie chciałam Cię zranić. Naprawdę. Troszkę się zagalopowałam. Zazwyczaj nie oceniam nikogo, ani niczego po pozorach. Jedyna Wasza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałam, miała chyba tytuł ‘What makes you beautiful’ i skłamię mówiąc, że mi się podobała. Była beznadziejna – skrzywiła się lekko. – Pusta, bezosobowa, nagrana dla kasy. Mam rację? – zapytała, na co skinąłem głową. Też nie lubiłem tej piosenki. Nie było w niej nas. – Nie mówię, że Was nie lubię, albo nie szanuję jako muzyków. Po pierwsze Was nie znam, a po drugie słyszałam za mało waszych utworów, żeby wypowiadać się na temat muzyki, którą tworzycie. Jeszcze raz przepraszam Cię za wysuwanie pochopnych wniosków. – Zrobiła pauzę, a potem dodała – Zaśpiewasz mi coś waszego?
  Nie potrafiłem jej odmówić. Miała w sobie coś co sprawiało, że całym sercem pragnąłem jej akceptacji. Zamknąłem jej chłodną dłoń w swoją i zaśpiewałem. Specjalnie dla niej. Z głębi serca. Wkładając w słowa wszystkie nienazwane uczucia i emocje, które się we mnie kłębiły.

Close the door
Throw the key
Don't wanna be reminded
Don't wanna be seen
Don't wanna be without you
My judgement is clouded
Like tonight's sky
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face
You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today

  Gdy skończyłem dziewczyna patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a spomiędzy jej lekko rozchylonych warg nie płynęły żadne dźwięki. Wyglądała jakby słowa piosenki ją zahipnotyzowały.
- To było piękne – wyszeptała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Dlaczego płaczesz? – zapytałem zdezorientowany. Nie byłem pewien jak powinienem zinterpretować jej zachowanie.
- Nie wiem – uśmiechnęła się lekko. – Chyba po prostu muszę odreagować dzisiejszy dzień. Przeprowadzka, zachowanie Setha, nasz wspólny wieczór… Szczerze? Dawno nie miałam takiego zamętu w głowie.

- "Hand ale silent, voice is numb. Try to scream out my lungs but it makes this harder, and the tears stream down the face" - zanuciłem cicho słowa, które idealnie pasowały do jej wypowiedzi.
- Dokładnie – zaśmiała się melodyjnie. – Chyba zacznę słuchać Waszej muzyki – powiedziała, szturchając mnie w ramię. Mimo uśmiechu na ustach w jej oczach znowu zalśniły łzy. – Przepraszam, że się tak rozklejam, ale to musiało w końcu nastąpić. Myślałam, że moje łzy wsiąkną w poduszkę, ale zostałeś przez co widzisz jaka jestem słaba. Dziękuję, że jesteś – wyszeptała, wtulając się we mnie i mocząc mi koszulkę kryształowymi kropelkami.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym coś dla Ciebie zrobił? – spytałem, obejmując ją. Nie mogłem patrzeć na jej łzy ze spokojem.
- Po prostu bądź – wymruczała cicho, przytulając się do mnie jeszcze mocniej.
Nie potrzebowaliśmy słów. Napawaliśmy się swoją obecnością, odurzeni bliskością, która się między nami wytworzyła. Mogłem siedzieć wtulony w nią bez końca. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem po prostu szczęśliwy i nie chciałem niczego zmieniać. 

*************************************

No witam państwa. Na wstępie powiem Wam, że jesteście niesamowici: 20 komentarzy i 32 obserwatorów? Wow. Co powiecie na zwiększenie tej liczby? ;> Po minimum 23 komentarzach następny rozdział poajwi się za tydzień, a jak Wam się nie uda, to wstawię coś za dwa tygodnie :D
Nie szło mi piasnie tego rozdziału. W połowie utknęłam i nie mogłam nic dopisać, aż w końcu wczoraj napisałam całość. I muszę Wam powiedzieć, ze jestem nawet zadowolona, co jest dziwne. No, ale czekam na Wasze opinie.
Do napisania! xxx

+ Zaczęłam współbracę z Gabriellą. Razem kończymy historię, która już kiedyś zaczęła. Piszę jako Zayn, ale mój bohater jest całkiem innym, niż ten tutaj Malik. Zapraszam do czytania --> >KLIK<
Ach i jeszcze zapraszam na mojego bloga, który jest już na finishu. Znaczy...zapewne pojawi się druga część, ale to po wakacjach. W każdym razie... Zależy mi na tym, żebyście wpadły i zostawiły swoją opinię. Moge na Was liczyć? >KLIK<

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 3.

  Znalezienie chłopaków nie było trudne. Liam jak zawsze siedział przy stoliku mając na wszystko oko, a Louis, Harry i Niall tańczyli na środku parkietu. Zawsze tak było: Daddy nas pilnował, a my się bawiliśmy. Powinien sobie kogoś w końcu znaleźć. Zesztywniałem. Ja, Zayn Malik, myślę o znalezieniu kogoś na poważnie? Przecież wiem z jakim ryzykiem się to wiąże. Media i fani w końcu zniszczyliby dziewczynę, a my zostalibyśmy ze złamanymi sercami pocieszając siebie nawzajem. Zaraz, zaraz. Jak to: my? Przecież chodzi o Liama, prawda? Kątem oko zerknąłem na dziewczynę, która trzymała swoją delikatną dłoń w mojej. Czy to ona była powodem moich dziwnych myśli?
  Natalie rozglądała się niespokojnie naokoło. Chyba szukała wzrokiem tego całego Setha, bojąc się, że może do nas podejść.
- Spokojnie, nie jest chyba na tyle głupi, żeby znowu prosić się o kłopoty- wyszeptałem jej na ucho. Drgnęła. Czy to możliwe, że działem na nią tak samo silnie jak ona na mnie? Uśmiechnąłem się lekko na tę myśl. – W razie potrzeby Cię obronię.
- Myślisz, że sama bym sobie nie poradziła? –zapytała zaczepnym głosem, lekko unosząc brwi.
- Och, nie wątpię, że dałabyś sobie radę – powiedziałem sarkastycznie, przytulając ją mocniej.
- Czy Ty sobie ze mnie kpisz? – fuknęła na mnie niczym rozwścieczona kotka. Chyba ktoś tu zaczyna pokazywać pazurki – zaśmiałem się pod nosem.
- Jakżebym śmiał. Ale wiesz… tam, w zaułku, wydawało mi się, że jednak potrzebowałaś mojej pomocy – powiedziałem ironicznie.
Reakcja na moje słowa była natychmiastowa. Cała się spięła, a w jej oczach zagościł ból. Zraniłem ją. Była pierwsza osobą, którą chciałem chronić, ale i tak ją uraziłem. Boże, co ze mnie za facet?
- Myślisz, że co? Że uratowałeś mnie, a teraz możesz sobie ze mnie żartować? Wiem, że jestem za słaba. Zdaję sobie sprawę, że jestem beznadziejna. Ale to nie znaczy, że możesz mi to wypominać! – wycedziła zimno przez zęby.
- Hej, ja tylko żartowałem. Naprawdę – powiedziałem, widząc jej pełne niedowierzania spojrzenie. –  Czasami każdy potrzebuje wsparcia. I wcale nie jesteś słaba. Każda dziewczyna, którą znam teraz płakałaby i nie mogła wyjść z szoku. A Ty bardzo dobrze się trzymasz – pocieszyłem ją. – A teraz chodź, tam siedzi mój przyjaciel – powiedziałem wskazując na Liama. – Musimy zabrać Cię w bezpieczne miejsce, żebyś odpoczęła.
- Zgoda. Ale ja jeszcze nie powiedziałam, ze gdziekolwiek z Wami pójdę. Przecież ja Was nawet nie znam. Ach, i bym zapomniała: ja nie jestem każda. Zapamiętaj to sobie – powiedziała delikatnie dotykając palcami mojego policzka.
Efekt był natychmiastowy, czułem się jakby poraził mnie prąd. Chciałem coś zrobić, może nawet ją pocałować, bo zatopiony w głębi jej zielonych oczu nie myślałem racjonalnie, ale ona już wysunęła się z moich ramion i podążyła w kierunku siedzącego samotnie Liama. No cóż, zapowiada się ciekawa znajomość.
 
Dziewczyna przysiadła się do mojego przyjaciela i zaczęła z nim rozmawiać. Obserwowałem ich przez chwilę. Natalie opowiadała Liamowi o czymś, żywo gestykulując, a on uważnie jej słuchał. Z racji tego, że w klubie było głośno niczego nie słyszałem. Postanowiłem podejść bliżej i dowiedzieć się o czym rozmawiają.
- Widzę, że pan „ Wiem-wszystko-najlepiej” postanowił zaszczycić nas swoją obecnością – powiedziała czarnowłosa, gdy stanąłem przy stoliku. Nie powiem, zabolała mnie jej uwaga.
- Myślałem, że już mi wybaczyłaś – powiedziałem niepewnie, przestępując z nogi na nogę.
- To, że wybaczam, nie znaczy, że zapominam – stwierdziła patrząc mi prosto w oczy. -  A poza tym… nawet nie doczekałam się zwykłego przepraszam.
- Przepraszam – oświadczyłem automatycznie, a ona tylko przewróciła oczami.
- Teraz to się nie liczy, bo Ci podpowiedziałam. Ale wiesz… przeprosiny przyjęte. Jeszcze kiedyś być może to wykorzystam, ale na chwile obecną udzielam przebaczenia – puściła do mnie oczko, uśmiechając się. W jej źrenicach dostrzegłem wesołe ogniki, które sprawiły, że na moich ustach momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Dziękuję, piękna niewiasto – ukłoniłem się szarmancko.
Nagle z naszego prywatnego świata sprowadził nas na Ziemię śmiech Liama. Chłopak patrzył na nas z rozbawieniem kręcąc głową.
- Tego jeszcze nie było: dziewczyna, która uciera nosa Zaynowi, zamiast się do niego kleić. Już Cię lubię – powiedział brunet szturchając Talie ramieniem.
- No cóż, ktoś musiał go w końcu utemperować – powiedziała pokazują mi język.
- Mam się obrazić? – zapytałam unosząc brwi w oznace zdziwienia.
- Och, tylko sobie żartujemy. Więcej dystansu do siebie –poradziła Natalie.
Słysząc słowa dziewczyny, Liam znowu zaczął zwijać się ze śmiechu.
- A z nim co jest nie tak? – spytała dziewczyna.
- No bo.. – wykrztusił pomiędzy salwami śmiechu. – Natalie, jesteś trochę jak żeńska wersja Zayna – i znowu zaczął się śmiać.
- No chyba nie! – zaprzeczyła dziewczyna wstając i zakładając ręce na biodrach. Wyglądała trochę jak Królik z Kubusia Puchatka.
- Ale to prawda – powiedział Liam. – Macie podobną mimikę twarzy, czarne włosy i…no nie wiem, wydaję mi się, że charakter też macie podobny. Nie powiem, dobrze się dobraliście – spojrzał na nas z uśmiechem.
- Czy Ty coś insynuujesz? – spytała podejrzliwie zielonooka.
- Absolutnie nic – powiedział Liam, przewrotnie się uśmiechając.
Dziewczyna już chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem.
- Nie przejmuj się nim, ten typ tak ma. Romantykiem trzeba się urodzić – zaśmiałem się. – A teraz może zbierzemy chłopaków i pojedziemy do nas?
- Zaraz, zaraz. Nie tak szybko. Czy ja powiedziałam, że gdziekolwiek z Wami jadę? – spytała przeszywając mnie na wskroś swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Jeśli myślisz, że zostawię Cię samą, to się grubo mylisz – powiedziałem nie odwracając wzroku.  Tu już nawet nie chodziło o to, że nie chciałem jej zostawić dzisiaj samej przez to co się stało. Po prostu bałem się, że jeśli teraz wypuszczę ją z mojego świata, to już nigdy do niego nie wróci. Intrygowała mnie. Była delikatna, ale nie przyznawała się do tego, a na dodatek miała strasznie cięty język. Z tego co zdążyłem się zorientować, mogłem śmiało wysnuć wnioski, że jest zbiorem różnych sprzeczności. Była niezwykła. 
- Jeśli myślisz, że Cię zostawię to się grubo mylisz – przedrzeźniała mnie dziewczyna. – Ja nigdzie z Wami nie pójdę! Jakieś dziesięć minut temu prawie mnie zgwałcono, a Ty myślisz, że teraz pojadę gdzieś z Tobą i twoimi przyjaciółmi? Nie. To, że mnie uratowałeś nie daje Ci jeszcze prawa, żeby o mnie decydować. Istnieje coś takiego jak wolność wyboru. A ja nigdzie z Wami nie idę.
Musze powiedzieć, że jej argumenty były całkiem przekonywujące. Na jej miejscu też bym sobie nie ufał. Ale co mam zrobić, żeby ją przy sobie jeszcze chociaż trochę zatrzymać?
- A może odwiozę Cię do domu? Mieszkasz sama? – zapytałem niepewnie.
- Mieszkam z przyjaciółką, ale ona przyjedzie dopiero za tydzień. Przyjechałyśmy tutaj na studia. I wiesz co? Myślę, że możesz mnie odprowadzić. Mieszkam niedaleko, więc możemy się przejść. Wiesz… Ufam Ci.
Jej słowa sprawiły, że na moich wargach wykwitł uśmiech. Ufała mi. Nie wiem,  czym sobie na to zasłużyłem, ale nie miałem zamiaru zmarnować szansy, którą mi ofiarowała.
***
  Szliśmy w ciszy, trzymając się za ręce. Natalie nie chciała poznawać dzisiaj chłopaków. Stwierdziła, że jest zmęczona i chciała iść do domu. Nie dziwię jej się. Miała wieczór pełen wrażeń.
- Wiesz… cieszę się, że Cię poznałam – powiedziała nagle i zarumieniła się słodko.
- Ja też się cieszę, że Cię poznałem – powiedziałem z uśmiechem. 
   Nie kłamałem. Naprawdę się cieszyłem. Ta dziewczyna w tak krótkim czasie zdążyła wnieść barwy do mojej szarej egzystencji. Może brzmi to strasznie banalnie i jest oklepane, ale to prawda. Przy niej moje myśli krążyły nieskładnie w mojej głowie. Przy niej zaczynałem poważnie myśleć o rzeczach, których istnienia wcześniej nie uznawałem. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale… co jeśli ona istnieje? Co jeśli właśnie zapukała do mojego serca? Kątem oka spojrzałem na Talie. Oblana światłem księżyca wyglądała przepięknie. Ale tu nie chodziło o jej wygląd. Przyciągały mnie do niej jej cudowne oczy, jej zawiły charakter. Nie znałem jej jeszcze, a już wydawało mi się, że jest moją bratnia duszą. Czy to nie dziwne? A może to po prostu jakiś piękny sen, a po przebudzeniu znów będę musiał się z mierzyć z moim pustym światem?
   Jeśli to było snem, to nie chciałem już nigdy się obudzić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem…szczęśliwy. Wiedziałem, że niedługo będę musiał stawić czoło szarej rzeczywistości, ale jeszcze nie teraz. Teraz byliśmy razem, w ciszy podążając w kierunku domu Talie, napawając się swoja obecnością, obserwowani przez tysiące gwiazd.

*************************************

Hej. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale ostrzegałam, że rozdziały nie będą pojawiały się regularnie. Ten jest...mi osobiście się nie podoba. Ale to do Was należy ocena.
Dziękuję za 16 komentarzy i 25 obserwatorów, spisaliście się ;) Co powiecie na więcej komentarzy? Proszę? :D
Kiedy następny? Jak napiszę ;) 
Pozdrawiam! xx

+ Jak ktoś ma ochotę to zapraszam na mojego nowego bloga. Tam będzie wszystko. Może zaczynam trochę ciężko, ale... no cóż, bywa. >KLIK<

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 2.



 Koncert. Magia świateł, krzyk setek ludzi, a pomiędzy tym wszystkim my, One Direction. Staliśmy na wielkiej scenie oślepieni blaskiem reflektorów i śpiewaliśmy. Każdy dźwięk, który wydobywał się z mojej krtani płynął tak naprawdę z głębi serca. Niezaprzeczalnie kocham moich fanów, wielkie skupisko ludzi, których nigdy nie poznam, a którzy stracili głowę dla naszej muzyki. Dla nas. Gdyby nie oni nie byłoby One Direction.
  Koncerty zawsze sprawiają, że czuję się akceptowany i potrzebny. Czerpię siłę z tego, że razem z chłopakami sprawiam temu tłumowi radość, że coś dla niego znaczę. Wiem, że co by nie było zostanie po mnie jakiś ślad w postaci mojej twórczości, pamięci w sercach tych ludzi. To daje mi świadomość tego, że nawet jeśli odejdę z tego świata, to coś po mnie zostanie. Zdaję sobie sprawę, iż mimo, że nasz zespół nie będzie istniał wiecznie, to nasza muzyka jest nieśmiertelna.
  Na scenie zawsze czuję się wszechpotężny; tam, przed setkami całkiem obcych mi ludzi, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Podczas koncertów zawsze jestem w stu procentach sobą: Zaynem Malikiem, który kocha muzykę i który dostał szansę, aby żyć z nią w zgodzie. Ten tłum to docenia i mnie akceptuje; kocha miłością fana do idola.
***
  Po ostatniej piosence, gdy zeszliśmy ze sceny, nadal mogliśmy słyszeć głosy naszych fanów, nasze imiona, które wykrzykiwali. Ten tłum ludzi nigdy nas nie pozna, a mimo to niektórzy z naszych wielbicieli myślą, że wiedzą o nas dosłownie wszystko. Dziwne, ale prawdziwe. Wiele z naszych fanek zapewne popłakało się na nasz widok, w przekonaniu, że widzą swój ideał, a raczej pięć ideałów. Takie dziewczyny zawsze wywoływały we mnie swego rodzaju współczucie i litość, bo przecież one w ogóle nas nie znają. Stworzyły sobie jedynie w głowach uosobienie swoich fantazji i podczepiły to pod nasze wizerunki. Zapewne ponad połowie z tych wyobrażeń nie dorastamy do pięt, a one porównując każdego napotkanego chłopaka do stworzonych w swoich głowach ideałów stracą ładnych parę lat, przez które mogłyby być w szczęśliwych związkach. No cóż, bywa. My mamy pewien pakt, w którym obiecaliśmy sobie, że nie będziemy bawić się fankami, nawet jeśli same wskoczyłyby nam do łóżka. To nie byłoby w stosunku do nich fair, ponieważ bez miłości nie ma związku. Nieważne jakie opinie o nas krążą, tak właśnie myślimy i tej zasady się trzymamy. Nigdy nie jesteśmy z kimś, jeśli nie ma choćby cienia szansy, że związek przetrwa, bo to byłaby jedynie strata energii i niepotrzebny ból, którego mogłyby doświadczyć obie strony.
  Jak zawsze po koncercie byliśmy strasznie zmęczeni, funkcjonowaliśmy jedynie dzięki adrenalinie, którą wytworzyła normalna przez występami trema. Aby odreagować, zaraz po wydostaniu się z tłumu piszczących fanek, pojechaliśmy do znanego Londyńskiego klubu, który wybrał Harry. Usiedliśmy na wysokich stołkach przy nowoczesnym barze i zamówiliśmy drinki. W lokalu było dość ciemno, jedynymi jasnym punktami były kolorowe światła rozmieszczone na ścianach i pulsująca kula dyskotekowa zwisająca z sufitu. To nadawało lokalowi tajemniczości i zapewniało swego rodzaju intymność parom, które postanowiły namiętnie okazać sobie zainteresowanie.
  Chłopacy zniknęli wtapiając w plątaninę spoconych, ludzkich ciał, a ja nadal siedziałem przy barze sącząc powoli mój trunek. Widziałem zapraszające do flirtu spojrzenia dziewczyn rzucane w moją stronę, ale jakoś nie miałem ochoty na zabawę. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Zawsze pełen życia i chęci, aby się zabawić, teraz siedziałem jak kołek, pozostając biernym obserwatorem. Nagle ten cały klubowy szał stracił dla mnie blask. Zdałem sobie sprawę, że odbywa się tutaj jedno wielkie polowanie, takie samo jakie odbywa się odkąd na Ziemi powstało życie. Dziewczyny zastawiały sidła na płeć przeciwną, a chłopacy z kolei, nie będąc im dłużni, również byli tutaj na łowach. Tylko jedno zmieniło się na przełomie tysięcy lat: teraz tak naprawdę żadna ze stron nie była myśliwymi, bo władzę sprawowały narkotyki, alkohol i pożądanie. W tamtym momencie to wszystko przestało mnie pociągać, przejrzałem na oczy: to była jedna wielka gra. Gra życia, w której karty rozdawała natura wspólnie z używkami. Gra, z której nikt z obecnych tutaj nie zdawał, lub nie chciał zdawać, sobie sprawy.
  Chcąc uciec od tego cyrku pełnego prawie nagich, wytapetowanych i całkiem sztucznych młodych kobiet oraz schlanych i podniecony mężczyzn, udałem się tylnym wyjściem na zewnątrz. Chciałem zapalić i jeszcze raz przeanalizować swoje odkrycie. Nie dane mi było jednak cieszenie się spokojem, mając za jedynego towarzysza papierosa, który dymem nikotynowym jeszcze bardziej zatrułby moje płuca, ponieważ tam już ktoś był. W zaułku zastałem objętą parę młodych ludzi. Chciałem cicho się wycofać, aby im w niczym nie przeszkadzać, ale słowa dziewczyny zatrzymały mnie w miejscu, w którym stałem.
- Seth, jesteś kompletnie pijany! Zostaw mnie! – krzyknęła, a w jej głosie wyraźnie pobrzmiewała desperacja. Zastygłem nieruchomo chcąc zobaczyć dalszy rozwój wypadków i w razie potrzeby pomóc nieznajomej.
- Nie opieraj się, wiem że tego chcesz – powiedział niewyraźnie chłopak, próbując dobrać się do dziewczyny, na co ta zaczęła się szarpać i próbować uwolnić. Usłyszałem odgłos rozdzieranego materiału.
- Zostaw ją – powiedziałem zimno, na tyle głośno, żeby para mogła mnie usłyszeć.
- Nie wtrącaj się – warknął chłopak odwracając się w moja stronę i popychając swoją ofiarą pod ścianę za sobą. Przyjrzałem mu się. Ledwo trzymał się na nogach, był całkowicie odurzony alkoholem, być może również narkotykami.
- Puść ją i wracaj do środka. To twoja ostatnia szansa. Więcej nie będę powtarzał – wycedziłem przez zęby. Napastnik zmierzył mnie wzrokiem, prawdopodobnie oceniając swoje szanse w razie starcia. Był dość chuderlawy, a widząc moje mięśnie skrzywił się lekko i rzucił pogardliwie:
- A weź ją sobie. To zwykła dziwka.
Gdy wypowiedział te słowa coś we mnie zawrzało. Nie znałem tej dziewczyny, jednak jak każdej kobiecie szacunek jej się należał. A słowo, którym ją określił nie pasowało mi do skulonej w kącie, drżącej ze strachu postaci.
Nie zastanawiając się długo nad tym co robię uderzyłem go w nos, prawdopodobnie go łamiąc, co można było wywnioskować z krwi, która z niego trysnęła. Chłopak tylko chwycił się za twarz i rzucając niewyraźnie jakieś przekleństwa pod moim adresem, wbiegł do lokalu.
Powoli podszedłem do dziewczyny, która stała w rogu zaułka podtrzymując bluzkę, rozdartą przez oprawcę. Spojrzała na mnie, a w jej spojrzeniu dostrzegłem morze strachu i…. wdzięczności. Była piękna. Być może brzmi to absurdalnie zważając na okoliczności, jednak pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, gdy ujrzałem jej twarz, było to że jest przepiękna. Prawie w ogóle nie miała makijażu, wyglądała, jakby trafiła tutaj przypadkiem, ale zdecydowanie wyróżniała się z tłumu. Miała długie, kruczoczarne włosy, sięgające jej do pasa i cudowne, zielone oczy, niczym u łani. Oczy, w których teraz gościło nieme wołanie o pomoc i trwoga. Oczy, w których łatwo można było się zatracić.
- Nic Ci nie jest? – zapytałem ciepło, widząc jak drży. Zauważając, że się do niej zbliżam drgnęła lekko. Pomimo tego, że ją uratowałem, bała się mnie. – Nie martw się, Ne zrobię Ci krzywdy – powiedziałem łagodnie, otulając ją moją bluzą.
- Ja… ja dziękuję. Gdyby nie Ty.. – wyjąkała i rozpłakała się. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, próbując dodać jej otuchy. Dziewczyna wtuliła się we mnie i rozszlochała się jeszcze bardziej. Wciągnąłem w nozdrza jej zapach. Pachniała czekoladą i toffi. Jej zapach odurzał. Malik! Weź się w garść – skarciłem sam siebie. Nie powinienem myśleć o takich rzeczach wtedy, kiedy dziewczyna potrzebowała mojego wsparcia.
- Spokojnie. Już jest dobrze – nieudolnie próbowałem ją pocieszyć. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Zazwyczaj nie bywałem w takim położeniu. Pomyślałem, że pewnie Liam wiedziałby co należy zrobić. To on był tym dojrzałym z dobrym sercem, nie ja. Chyba po raz pierwszy chciałem być taki jak on, chciałem wiedzieć, jak mogę pomóc nieznajomej, co mogę zrobić, aby poczuła się lepiej. To było dziwne uczucie. Po raz pierwszy pragnąłem się kimś zaopiekować. Zależało mi na tym, aby dziewczyna czuła się przy mnie bezpiecznie i swobodnie.
- Chodź ze mną – powiedziałem. – Jestem tu z kolegami. Znajdziemy ich i razem zastanowimy się co dalej, dobrze? – zapytałem niepewnie. W sumie, dlaczego miałaby ze mną gdziekolwiek iść? Skąd mogła mieć pewność, że nie zrobię jej krzywdy? Ale..nie byłem jeszcze gotowy się z nią rozstać. Chciałem poznać ją bliżej, bo w dziwny sposób mnie zaintrygowała.
Mimo moich obaw brunetka w odpowiedzi na moje pytanie pokiwała głową, zgadzając się ze mną. Chyba miała do mnie cień zaufania po tym, jak uchroniłem ją przed pijanym chłopakiem. Cieszyłem się z tego, że jeszcze chociaż przez chwilę będę mógł trzymać ją w ramionach. Po chwili zdałem sobie sprawę, że właściwie nie wiem jak się nazywa.
- Jak masz na imię? – zapytałem, wprowadzając ją do klubu.
- Natalie – wyszeptała mi do ucha, nadal wtulona w moje ciało. Gdy jej oddech owionął moją szyję przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Piękne imię – tak samo jak właścicielka.- A ja jestem Zayn – przedstawiłem się.
- Miło mi Cię poznać, Zayn. I jeszcze raz dziękuję za wybawienie z opresji – powiedziała, a w jej oczach dostrzegłem ogniki sympatii. Podobał mi się sposób, w jaki wymówiła moje imię. W jej ustach było one…bezpieczne. No, to teraz wpadłeś –pomyślałem i pociągnąłem ją w tłum rozgrzanych ludzi ciał w poszukiwaniu moich przyjaciół.

*************************************

Hej. Na wstępie chciałabym coś wyjaśnić: wszystkie rozdziały są wspomnieniami Zayna. W czasie teraźniejszym jest prolog i będzie epilog. Dlatego też używam tak dużo czasu przeszłego - Zayn jedynie wspomina. Czas teraźniejszy jest wtedy, kiedy on nadal tak myśli, kiedy to nadal jest prawdą, gdy Talie odlatuje.(Takie wyjaśnienie dla tych, którzy nie zorientowali się po datach przy prologu i pierwszym rozdziale)
Dziękuję Wam za komentarze. Nawet nie wiecie jak się cieszę. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, ze względu na zwiększającą się liczbę obserwatorów i osób odwiedzających mojego bloga. Bardzo chciałabym poznać Wasze opinie ;)
No i to by było na tyle. Kiedy następny? Jak napiszę :D
Jakby ktoś chciał być informowany, albo po prostu popisać to macie moje gg: 13700054 :D
Love xoxo
PS. Przepraszam za to coś u góry, wiem że jest beznadziejne ;c 
+ Teraz anonimy też mogą komentować! :D