czwartek, 31 maja 2012

Rozdział 4.



  Po kilkunastu minutach spaceru Natalie zatrzymała się. Znajdowaliśmy się na uliczce, niedaleko mojego domu. Otaczały nas szeregowe domki, jakich wiele w całym Londynie. Staliśmy przez chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy. Chyba po raz pierwszy milcząc nie czułem niezręczności tak typowej dla tego rodzaju sytuacji. Cisza pomiędzy nami była naturalna, wręcz kojąca. Nie potrzebowaliśmy niepotrzebnych słów, które swoim hałasem zburzyłyby harmonię, która między nami panowała.
- No, to jesteśmy na miejscu – powiedziała puszczając moją dłoń i niepewnie na mnie patrząc. Jej słowa brutalnie rozerwały kokon ciszy, w którym się znajdowaliśmy. Otworzyła usta, chcąc dodać jeszcze coś, ale najwidoczniej się rozmyśliła, bo spomiędzy jej warg wydobyło się jedynie głębokie westchnienie. Chyba nie za bardzo wiedziała co powinna teraz zrobić. – Chyba nadszedł czas na pożegnanie – stwierdziła z wahaniem, kiedy nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony.
- To… ja już pójdę – stwierdziłem niepewnie. Nie chciałem tego, ale nie wiedziałem co mogę zrobić, żeby pozwoliła mi zostać.
Jednak mimo wypowiedzianych słów żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Staliśmy nieruchomo przedłużając nieuchronny moment rozstania.
- A może zaprosisz mnie do środka? – zapytałem ponownie chwytając ją za dłoń. W moim głosie dało się wysłyszeć całą symfonię wygrywaną przez nadzieję na strunach głosowych. Nadzieja była niczym koło ratunkowe, którego kurczowo się uczepiłem, czekając na to, że powie, iż mam już iść. Bałem się, że odprawi mnie z kwitkiem i już nigdy się nie spotkamy. Przynajmniej wiedziałem gdzie mieszka, więc zawsze mogłem wygrywać pod jej oknem jakieś miłosne ballady. W końcu by zmiękła. A jak nie… nie poddałbym się bez walki.
- A chciałbyś? – padło z jej ust pytanie wypowiedziane cichym szeptem, w którym również można było dosłyszeć delikatne tony wszechobecnej nadziei.
Nadzieja, strach i jakieś krążące między nami osobliwe napięcie przemawiały przez nasze słowa i gesty. Byliśmy niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie, naiwnie oczekujący ratunku przed nieznanym. Ale czy to co czuliśmy było złe, skoro tak bardzo się tego obawialiśmy? Może nasz strach był bezpodstawny i tak naprawdę uciekaliśmy przed czymś co prędzej czy później nastąpi? Może nie powinniśmy bać się czegoś tylko dlatego, że przez to możemy stracić rzeczy, do których już zdążyliśmy się przyzwyczaić? Moje życie powoli zabijało mnie monotonią, a więc może nadszedł czas na zmiany? Tylko czy Talie czuła to samo co ja? I najważniejsze: co ja właściwie czułem?
- Tylko jeśli i Ty tego chcesz – odpowiedziałem przeszywając ją wzrokiem. Chciałem przeniknąć przez jej oczy, dosięgnąć duszy i umysłu, odczytać co tak naprawdę myśli, czuje. Czy dla niej te wszystkie odczucia też były nowe? Czy ja również wywoływałem chaos w jej umyśle? Co musiałem zrobić, żeby postanowiła otworzyć przede mną dusze i serce? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi.
  Dziewczyna, czując na sobie mój wzrok, zarumieniła się lekko. Czerwień na jej policzkach tylko dodawała jej uroku.
- No to chodź – powiedziała po chwili wahania i pociągnęła mnie w stronę kutej z żelaza furtki prowadzącej do jednego z domków. Budynek niczym się nie wyróżniał, był aż nazbyt przeciętny. Ale nie wszystko co inne jest piękne. Niekiedy właśnie te ciche, normalne rzeczy stwarzają w naszym życiu poczucie bezpieczeństwa.
Natalie nieświadoma moich nieposłusznych myśli, której dzisiaj wolno płynęły w dziwnych kierunkach i obierały nawet najbardziej niepozorne ścieżki, wyjęła z kieszeni jeansów klucz i puszczając moją dłoń odkluczyła drzwi wejściowe swojego mieszkania. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie przez ramię, przekraczając próg i ruszyła korytarzem w nieznanym mi kierunku. Podążyłem za nią, ciekawie rozglądając się wokół. Miałem nadzieję, że może poprzez jakieś przedmioty osobiste uda mi się rozwiązać zagadkę, jaką była ta zielonooka dziewczyna.
~*~
  Siedzieliśmy na kanapie w salonie Talie, powoli sącząc gorącą czekoladę. Dziewczyna nieobecnym wzorkiem patrzyła przez okno, powoli rozkoszując się łykami gorącego, słodkiego płynu pieszczącego przyjemnie gardło. Znajdowaliśmy się na tyle blisko siebie, że nasze kolana delikatnie się stykały, tworząc poczucie intymności i namacalnej więzi.
- Dlaczego tu jesteś? – zapytała nagle Natalie, przenosząc na mnie wzrok i wpatrując się intensywnie w moje brązowe tęczówki, jakby chciała znaleźć tam odpowiedź na swoje pytanie.
- Mam wyjść? – zdziwiłem się, zdezorientowany.
- Nie o to chodzi – powiedziała ze skupioną miną, w myślach zapewne starannie ważąc każde słowo. – Po prostu... Nie rozumiem – westchnęła, marszcząc brwi. - Mógłbyś być teraz razem w przyjaciółmi, bawić się w klubie. Dlaczego tracisz czas dla dziewczyny, której nawet nie znasz? Dla kogoś, kto składa się jedynie z wad i zawiłości? Nie pojmuję dlaczego nadal tutaj jesteś – powiedziała na jednym wdechu, wyrzucając z siebie wszystkie trapiące ją wątpliwości. Nie patrzyła już na mnie. Jej wzrok utkwiony był w jakimś punkcie znajdującym się ponad moim ramieniem.
- Ale dlaczego miałbym być z nimi? Wolę być tutaj. Z Tobą. Nie chcę ideału. Chcę być teraz z Tobą, z dziewczyną z wadami, bliznami, przyzwyczajeniami… Z doświadczeniami, żeby móc je zrozumieć, zaakceptować… - i pokochać. - Niektóre wyeliminować. Dziewczynę, która tak samo postąpi ze mną i moimi niedoskonałościami. Mogę na Ciebie liczyć? – zapytałem, uśmiechając się lekko.
  Nie odpowiedziała tylko odstawiła kubek z czekoladą na szklany stolik i się do mnie przytuliła. Wstrzymałem oddech, otulony jej słodkim zapachem. Upajałem się zwyczajnością, która tak dawno nie towarzyszyła mi przy żadnej dziewczyny. Obecność Natalie była niezwykle kojąca, przy niej znikały prześladujące mnie pustka i monotonia.
  Między nami znowu zaległa swobodna cisza. Wtuleni w siebie patrzyliśmy w widoczny za oknem księżyc w pełni. Przebywając z Talie byłem po prostu sobą, Zaynem Malikiem, a nie idolem tysięcy nastolatek. Dzięki niej zacząłem odkrywać na nowo tę część życia, która gdzieś mi umknęła, a której braku wcześniej nie zauważałem.
- Zayn – jej głos delikatnie otulił moje imię, wywołując na moim ciele dreszcze. – Twoi przyjaciele… skąd wy się właściwie znacie? Bo wydaje mi się, że Was kojarzę. Przynajmniej Ciebie i Liama – powiedziała, zaraz jednak szybko dodała, jakby obawiając się mojej reakcji na swoje pytanie – Wiem, że to osobiste pytanie. Nie musisz odpowiadać.
- Ale ja chcę odpowiedzieć. Zresztą… i tak byś się w końcu dowiedziała – jej oczy przeszywały mnie na wskroś, pełne zaciekawienia, a moje serce zgubiło rytm. – Bo wiesz… - zawahałem się, niepewny jak może zareagować, gdy dowie się prawdy. – Obiecujesz, że prawda nic pomiędzy nami nie zmieni?
- Ale między nami nic nie ma… - zaczęła, jednak widząc moją minę zamilkła. – Obiecuję.
- No dobra – westchnąłem ciężko. Raz kozie śmierć. – Słyszałaś kiedyś o zespole One Direction?
- Coś mi się obiło o uszy. Byli chyba kiedyś w X Factor. To zapewne kolejny boys bandzik grający komercyjny chłam – powiedziała lekceważąco. – A co on mają z tym wspólnego?
  Je słowa zabolały. Bardzo. Bardziej niż mógłbym się spodziewać.
- Tak się składa, ze to my jesteśmy tym ‘boys bandzikiem’ – powiedziałem sucho, odwracając wzrok.
Natalie zesztywniała w moich ramionach. Powoli oderwała się od mojej klatki piersiowej i usiadła mi na kolanach. Złapała mnie za brodę tym samym zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
- Przepraszam – powiedziała cicho. W jej głosie było słychać, że naprawdę jej przykro. – Nie chciałam Cię zranić. Naprawdę. Troszkę się zagalopowałam. Zazwyczaj nie oceniam nikogo, ani niczego po pozorach. Jedyna Wasza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałam, miała chyba tytuł ‘What makes you beautiful’ i skłamię mówiąc, że mi się podobała. Była beznadziejna – skrzywiła się lekko. – Pusta, bezosobowa, nagrana dla kasy. Mam rację? – zapytała, na co skinąłem głową. Też nie lubiłem tej piosenki. Nie było w niej nas. – Nie mówię, że Was nie lubię, albo nie szanuję jako muzyków. Po pierwsze Was nie znam, a po drugie słyszałam za mało waszych utworów, żeby wypowiadać się na temat muzyki, którą tworzycie. Jeszcze raz przepraszam Cię za wysuwanie pochopnych wniosków. – Zrobiła pauzę, a potem dodała – Zaśpiewasz mi coś waszego?
  Nie potrafiłem jej odmówić. Miała w sobie coś co sprawiało, że całym sercem pragnąłem jej akceptacji. Zamknąłem jej chłodną dłoń w swoją i zaśpiewałem. Specjalnie dla niej. Z głębi serca. Wkładając w słowa wszystkie nienazwane uczucia i emocje, które się we mnie kłębiły.

Close the door
Throw the key
Don't wanna be reminded
Don't wanna be seen
Don't wanna be without you
My judgement is clouded
Like tonight's sky
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face
You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today

  Gdy skończyłem dziewczyna patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a spomiędzy jej lekko rozchylonych warg nie płynęły żadne dźwięki. Wyglądała jakby słowa piosenki ją zahipnotyzowały.
- To było piękne – wyszeptała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Dlaczego płaczesz? – zapytałem zdezorientowany. Nie byłem pewien jak powinienem zinterpretować jej zachowanie.
- Nie wiem – uśmiechnęła się lekko. – Chyba po prostu muszę odreagować dzisiejszy dzień. Przeprowadzka, zachowanie Setha, nasz wspólny wieczór… Szczerze? Dawno nie miałam takiego zamętu w głowie.

- "Hand ale silent, voice is numb. Try to scream out my lungs but it makes this harder, and the tears stream down the face" - zanuciłem cicho słowa, które idealnie pasowały do jej wypowiedzi.
- Dokładnie – zaśmiała się melodyjnie. – Chyba zacznę słuchać Waszej muzyki – powiedziała, szturchając mnie w ramię. Mimo uśmiechu na ustach w jej oczach znowu zalśniły łzy. – Przepraszam, że się tak rozklejam, ale to musiało w końcu nastąpić. Myślałam, że moje łzy wsiąkną w poduszkę, ale zostałeś przez co widzisz jaka jestem słaba. Dziękuję, że jesteś – wyszeptała, wtulając się we mnie i mocząc mi koszulkę kryształowymi kropelkami.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym coś dla Ciebie zrobił? – spytałem, obejmując ją. Nie mogłem patrzeć na jej łzy ze spokojem.
- Po prostu bądź – wymruczała cicho, przytulając się do mnie jeszcze mocniej.
Nie potrzebowaliśmy słów. Napawaliśmy się swoją obecnością, odurzeni bliskością, która się między nami wytworzyła. Mogłem siedzieć wtulony w nią bez końca. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem po prostu szczęśliwy i nie chciałem niczego zmieniać. 

*************************************

No witam państwa. Na wstępie powiem Wam, że jesteście niesamowici: 20 komentarzy i 32 obserwatorów? Wow. Co powiecie na zwiększenie tej liczby? ;> Po minimum 23 komentarzach następny rozdział poajwi się za tydzień, a jak Wam się nie uda, to wstawię coś za dwa tygodnie :D
Nie szło mi piasnie tego rozdziału. W połowie utknęłam i nie mogłam nic dopisać, aż w końcu wczoraj napisałam całość. I muszę Wam powiedzieć, ze jestem nawet zadowolona, co jest dziwne. No, ale czekam na Wasze opinie.
Do napisania! xxx

+ Zaczęłam współbracę z Gabriellą. Razem kończymy historię, która już kiedyś zaczęła. Piszę jako Zayn, ale mój bohater jest całkiem innym, niż ten tutaj Malik. Zapraszam do czytania --> >KLIK<
Ach i jeszcze zapraszam na mojego bloga, który jest już na finishu. Znaczy...zapewne pojawi się druga część, ale to po wakacjach. W każdym razie... Zależy mi na tym, żebyście wpadły i zostawiły swoją opinię. Moge na Was liczyć? >KLIK<

niedziela, 6 maja 2012

Rozdział 3.

  Znalezienie chłopaków nie było trudne. Liam jak zawsze siedział przy stoliku mając na wszystko oko, a Louis, Harry i Niall tańczyli na środku parkietu. Zawsze tak było: Daddy nas pilnował, a my się bawiliśmy. Powinien sobie kogoś w końcu znaleźć. Zesztywniałem. Ja, Zayn Malik, myślę o znalezieniu kogoś na poważnie? Przecież wiem z jakim ryzykiem się to wiąże. Media i fani w końcu zniszczyliby dziewczynę, a my zostalibyśmy ze złamanymi sercami pocieszając siebie nawzajem. Zaraz, zaraz. Jak to: my? Przecież chodzi o Liama, prawda? Kątem oko zerknąłem na dziewczynę, która trzymała swoją delikatną dłoń w mojej. Czy to ona była powodem moich dziwnych myśli?
  Natalie rozglądała się niespokojnie naokoło. Chyba szukała wzrokiem tego całego Setha, bojąc się, że może do nas podejść.
- Spokojnie, nie jest chyba na tyle głupi, żeby znowu prosić się o kłopoty- wyszeptałem jej na ucho. Drgnęła. Czy to możliwe, że działem na nią tak samo silnie jak ona na mnie? Uśmiechnąłem się lekko na tę myśl. – W razie potrzeby Cię obronię.
- Myślisz, że sama bym sobie nie poradziła? –zapytała zaczepnym głosem, lekko unosząc brwi.
- Och, nie wątpię, że dałabyś sobie radę – powiedziałem sarkastycznie, przytulając ją mocniej.
- Czy Ty sobie ze mnie kpisz? – fuknęła na mnie niczym rozwścieczona kotka. Chyba ktoś tu zaczyna pokazywać pazurki – zaśmiałem się pod nosem.
- Jakżebym śmiał. Ale wiesz… tam, w zaułku, wydawało mi się, że jednak potrzebowałaś mojej pomocy – powiedziałem ironicznie.
Reakcja na moje słowa była natychmiastowa. Cała się spięła, a w jej oczach zagościł ból. Zraniłem ją. Była pierwsza osobą, którą chciałem chronić, ale i tak ją uraziłem. Boże, co ze mnie za facet?
- Myślisz, że co? Że uratowałeś mnie, a teraz możesz sobie ze mnie żartować? Wiem, że jestem za słaba. Zdaję sobie sprawę, że jestem beznadziejna. Ale to nie znaczy, że możesz mi to wypominać! – wycedziła zimno przez zęby.
- Hej, ja tylko żartowałem. Naprawdę – powiedziałem, widząc jej pełne niedowierzania spojrzenie. –  Czasami każdy potrzebuje wsparcia. I wcale nie jesteś słaba. Każda dziewczyna, którą znam teraz płakałaby i nie mogła wyjść z szoku. A Ty bardzo dobrze się trzymasz – pocieszyłem ją. – A teraz chodź, tam siedzi mój przyjaciel – powiedziałem wskazując na Liama. – Musimy zabrać Cię w bezpieczne miejsce, żebyś odpoczęła.
- Zgoda. Ale ja jeszcze nie powiedziałam, ze gdziekolwiek z Wami pójdę. Przecież ja Was nawet nie znam. Ach, i bym zapomniała: ja nie jestem każda. Zapamiętaj to sobie – powiedziała delikatnie dotykając palcami mojego policzka.
Efekt był natychmiastowy, czułem się jakby poraził mnie prąd. Chciałem coś zrobić, może nawet ją pocałować, bo zatopiony w głębi jej zielonych oczu nie myślałem racjonalnie, ale ona już wysunęła się z moich ramion i podążyła w kierunku siedzącego samotnie Liama. No cóż, zapowiada się ciekawa znajomość.
 
Dziewczyna przysiadła się do mojego przyjaciela i zaczęła z nim rozmawiać. Obserwowałem ich przez chwilę. Natalie opowiadała Liamowi o czymś, żywo gestykulując, a on uważnie jej słuchał. Z racji tego, że w klubie było głośno niczego nie słyszałem. Postanowiłem podejść bliżej i dowiedzieć się o czym rozmawiają.
- Widzę, że pan „ Wiem-wszystko-najlepiej” postanowił zaszczycić nas swoją obecnością – powiedziała czarnowłosa, gdy stanąłem przy stoliku. Nie powiem, zabolała mnie jej uwaga.
- Myślałem, że już mi wybaczyłaś – powiedziałem niepewnie, przestępując z nogi na nogę.
- To, że wybaczam, nie znaczy, że zapominam – stwierdziła patrząc mi prosto w oczy. -  A poza tym… nawet nie doczekałam się zwykłego przepraszam.
- Przepraszam – oświadczyłem automatycznie, a ona tylko przewróciła oczami.
- Teraz to się nie liczy, bo Ci podpowiedziałam. Ale wiesz… przeprosiny przyjęte. Jeszcze kiedyś być może to wykorzystam, ale na chwile obecną udzielam przebaczenia – puściła do mnie oczko, uśmiechając się. W jej źrenicach dostrzegłem wesołe ogniki, które sprawiły, że na moich ustach momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Dziękuję, piękna niewiasto – ukłoniłem się szarmancko.
Nagle z naszego prywatnego świata sprowadził nas na Ziemię śmiech Liama. Chłopak patrzył na nas z rozbawieniem kręcąc głową.
- Tego jeszcze nie było: dziewczyna, która uciera nosa Zaynowi, zamiast się do niego kleić. Już Cię lubię – powiedział brunet szturchając Talie ramieniem.
- No cóż, ktoś musiał go w końcu utemperować – powiedziała pokazują mi język.
- Mam się obrazić? – zapytałam unosząc brwi w oznace zdziwienia.
- Och, tylko sobie żartujemy. Więcej dystansu do siebie –poradziła Natalie.
Słysząc słowa dziewczyny, Liam znowu zaczął zwijać się ze śmiechu.
- A z nim co jest nie tak? – spytała dziewczyna.
- No bo.. – wykrztusił pomiędzy salwami śmiechu. – Natalie, jesteś trochę jak żeńska wersja Zayna – i znowu zaczął się śmiać.
- No chyba nie! – zaprzeczyła dziewczyna wstając i zakładając ręce na biodrach. Wyglądała trochę jak Królik z Kubusia Puchatka.
- Ale to prawda – powiedział Liam. – Macie podobną mimikę twarzy, czarne włosy i…no nie wiem, wydaję mi się, że charakter też macie podobny. Nie powiem, dobrze się dobraliście – spojrzał na nas z uśmiechem.
- Czy Ty coś insynuujesz? – spytała podejrzliwie zielonooka.
- Absolutnie nic – powiedział Liam, przewrotnie się uśmiechając.
Dziewczyna już chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem.
- Nie przejmuj się nim, ten typ tak ma. Romantykiem trzeba się urodzić – zaśmiałem się. – A teraz może zbierzemy chłopaków i pojedziemy do nas?
- Zaraz, zaraz. Nie tak szybko. Czy ja powiedziałam, że gdziekolwiek z Wami jadę? – spytała przeszywając mnie na wskroś swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Jeśli myślisz, że zostawię Cię samą, to się grubo mylisz – powiedziałem nie odwracając wzroku.  Tu już nawet nie chodziło o to, że nie chciałem jej zostawić dzisiaj samej przez to co się stało. Po prostu bałem się, że jeśli teraz wypuszczę ją z mojego świata, to już nigdy do niego nie wróci. Intrygowała mnie. Była delikatna, ale nie przyznawała się do tego, a na dodatek miała strasznie cięty język. Z tego co zdążyłem się zorientować, mogłem śmiało wysnuć wnioski, że jest zbiorem różnych sprzeczności. Była niezwykła. 
- Jeśli myślisz, że Cię zostawię to się grubo mylisz – przedrzeźniała mnie dziewczyna. – Ja nigdzie z Wami nie pójdę! Jakieś dziesięć minut temu prawie mnie zgwałcono, a Ty myślisz, że teraz pojadę gdzieś z Tobą i twoimi przyjaciółmi? Nie. To, że mnie uratowałeś nie daje Ci jeszcze prawa, żeby o mnie decydować. Istnieje coś takiego jak wolność wyboru. A ja nigdzie z Wami nie idę.
Musze powiedzieć, że jej argumenty były całkiem przekonywujące. Na jej miejscu też bym sobie nie ufał. Ale co mam zrobić, żeby ją przy sobie jeszcze chociaż trochę zatrzymać?
- A może odwiozę Cię do domu? Mieszkasz sama? – zapytałem niepewnie.
- Mieszkam z przyjaciółką, ale ona przyjedzie dopiero za tydzień. Przyjechałyśmy tutaj na studia. I wiesz co? Myślę, że możesz mnie odprowadzić. Mieszkam niedaleko, więc możemy się przejść. Wiesz… Ufam Ci.
Jej słowa sprawiły, że na moich wargach wykwitł uśmiech. Ufała mi. Nie wiem,  czym sobie na to zasłużyłem, ale nie miałem zamiaru zmarnować szansy, którą mi ofiarowała.
***
  Szliśmy w ciszy, trzymając się za ręce. Natalie nie chciała poznawać dzisiaj chłopaków. Stwierdziła, że jest zmęczona i chciała iść do domu. Nie dziwię jej się. Miała wieczór pełen wrażeń.
- Wiesz… cieszę się, że Cię poznałam – powiedziała nagle i zarumieniła się słodko.
- Ja też się cieszę, że Cię poznałem – powiedziałem z uśmiechem. 
   Nie kłamałem. Naprawdę się cieszyłem. Ta dziewczyna w tak krótkim czasie zdążyła wnieść barwy do mojej szarej egzystencji. Może brzmi to strasznie banalnie i jest oklepane, ale to prawda. Przy niej moje myśli krążyły nieskładnie w mojej głowie. Przy niej zaczynałem poważnie myśleć o rzeczach, których istnienia wcześniej nie uznawałem. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale… co jeśli ona istnieje? Co jeśli właśnie zapukała do mojego serca? Kątem oka spojrzałem na Talie. Oblana światłem księżyca wyglądała przepięknie. Ale tu nie chodziło o jej wygląd. Przyciągały mnie do niej jej cudowne oczy, jej zawiły charakter. Nie znałem jej jeszcze, a już wydawało mi się, że jest moją bratnia duszą. Czy to nie dziwne? A może to po prostu jakiś piękny sen, a po przebudzeniu znów będę musiał się z mierzyć z moim pustym światem?
   Jeśli to było snem, to nie chciałem już nigdy się obudzić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłem…szczęśliwy. Wiedziałem, że niedługo będę musiał stawić czoło szarej rzeczywistości, ale jeszcze nie teraz. Teraz byliśmy razem, w ciszy podążając w kierunku domu Talie, napawając się swoja obecnością, obserwowani przez tysiące gwiazd.

*************************************

Hej. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale ostrzegałam, że rozdziały nie będą pojawiały się regularnie. Ten jest...mi osobiście się nie podoba. Ale to do Was należy ocena.
Dziękuję za 16 komentarzy i 25 obserwatorów, spisaliście się ;) Co powiecie na więcej komentarzy? Proszę? :D
Kiedy następny? Jak napiszę ;) 
Pozdrawiam! xx

+ Jak ktoś ma ochotę to zapraszam na mojego nowego bloga. Tam będzie wszystko. Może zaczynam trochę ciężko, ale... no cóż, bywa. >KLIK<